Od kilku lat podróżuję w czasie urlopu do różnych pięknych miejsc. Do tej pory udało mi się być kilka razy w Grecji, na Malcie, na Teneryfie i we Włoszech. Koleżanka opowiedziała mi jednak ostatnio o wyprawie na Dominikanę. To miejsce kompletnie zawróciło mi w głowie i zaczęłam marzyć o podróży właśnie tam.
Cały rok odkładałam na podróż i pobyt, bo moje wymarzone wczasy miały kosztować 5000 zł. Czytałam mnóstwo o Dominikanie i dowiadywałam się, co warto tam zobaczyć. Nigdy bowiem nie należałam do „plażowych leżaków” i zawsze chciałam jak najwięcej zobaczyć i lepiej poznać miejsce w które przybyłam.
Co do „perły Karaibów” tez miałam plany. Przeglądałam różnego rodzaju przewodniki i czytałam opinie turystów na różnych portalach.Chwaliłam się koleżance, że też zobaczę część Karaibów, a ona tylko spytała, czy wiem ile trwa lot na Dominikane? Tego niestety nie sprawdziłam. Okazało się, że lot potrwa przynajmniej jedenaście godzin. Czego ja się spodziewałam?
Przecież to drugi koniec świata! Koleżanka spytała o to, bo wiedziała, jak źle znoszę loty samolotem. Zmartwiłam się, ale pomyślałam, że z przesiadkami dam sobie radę. Poszłam jednak do lekarza i dowiedziałam się przy okazji profilaktycznych badań i szczepień, że mam problemy ze „skokami” ciśnienia i moje bóle głowy podczas lotów były spowodowane problemami krążeniowymi. Dostałam odpowiednie leki i przez kilka miesięcy je brałam, przygotowując się jednocześnie do wylotu.
W planach miałam wycieczkę do Santo Domingo – stolicy Dominikany. Znalazłam tam wiele ciekawych miejsc do obejrzenia.
Językiem urzędowym jest hiszpański, a podstawy tego hiszpańskiego miałam w szkole. Minęło sporo lat od kiedy go używałam. Ostatnio odświeżałam sobie jego znajomość podczas pobytu na Teneryfie. Minęło jednak od tego czasu piec lat i wolałam poćwiczyć rozmówki w internecie. .
Jakiś miesiąc przed wylotem koleżanka zadzwoniła do mnie w środku nocy. Wystraszona spytałam, o co chodzi. Okazało się, że musiała do mnie natychmiast zadzwonić, bo nie spytała czy mam ważny paszport. Na Dominikanie wymagany jest właśnie ważny paszport. Oczywiście od dawna nie korzystałam z paszportu, bo wszędzie do tej pory wystarczał mi dowód osobisty. Wyskoczyłam z łóżka i zaczęłam gorączkowo przeszukiwać szuflady. Po kilku godzinach poszukiwań znalazłam go w … pawlaczu. Oczywiście jego ważność wygasła kilka lat temu…
Ponieważ nie było warto kłaść się spać, bo za oknem zrobiło się jasno i za godzinę i tak musiałaby wstać do pracy, zaczęłam przeszukiwać internet. Chciałam się dowiedzieć, jak najszybciej uzyskać paszport. Zrobiło mi się słabo, gdy przeczytałam, że oczekiwanie na wydanie paszportu trwa w sezonie wakacyjnym około miesiąca. Musiałam zacząć działać natychmiast, bo dane z paszportu będą potrzebne do zakupu biletu.
Wzięłam wolne w pracy i zaczęłam gorączkowe wycieczki od biura do biura i dzięki temu po południu dokumenty paszportowe były złożone. Teraz musiałam tylko czekać. To właśnie było okropne. Czułam się bezsilna. Zawsze starałam się działać, aby tak się nie czuć,. Nienawidziłam bezsilności. Miałam bezzasadny żal do koleżanki, ze tak późno powiedziała o tym paszporcie, ale tak naprawdę wiedziałam, ze żal mogę mieć tylko do siebie. Tyle czytałam o Dominikanie. Nawet znałam ceny produktów spożywczych i ćwiczyłam język, a nie sprawdziłam, jakie dokumenty ze sobą zabrać…
Przez dwa tygodnie musiałam sięgać po napar z melisy, aby funkcjonować Oczywiście, ze przesadzałam, ale taki mam charakter. .O dziwo jednak po dwóch tygodniach pech zaczął mnie opuszczać. Leki na nadciśnienie zdziałały cuda i bóle głowy minęły mi bezpowrotnie. Otrzymałam też informacje, ze paszport jest gotowy do odbioru (na pewno wykończyły ich moje codzienne telefony). Gdy wracałam do domu z paszportem w dłoni, postanowiłam wejść od razu do biura podróży organizującego moje wczasy. Chciałam od razu zostawić moje dane z paszportu. Miły młodzieniec zaczął coś klikać w laptopie, zapytał o nazwisko.
Trwało to podejrzanie długo. W końcu spytałam, dlaczego to tyle trwa, a wtedy młody człowiek spojrzał na mnie i równie zdziwiony jak ja powiedział, że nie ma mojego nazwiska na liście uczestników. Byłam tak zszokowana, że przez chwilę nie wiedziałam, co powiedzieć. W końcu odzyskałam mowę i nieźle nakrzyczałam na chłopaka. Przepraszał i mówił, że sprawdzał wielokrotnie i jeszcze zadzwoni do szefa. Widząc jego strach, od razu się uspokoiłam. Szef, człowiek kompetentny, sprawdził wszystkie dane i odnalazł mnie pod nazwiskiem, w którym zmieniono literę C na K i szybko poprawił błąd. Teraz mogłam wreszcie lecieć na wymarzone wczasy!